"Mieszkamy
w ruinach pałacu z moich marzeń'' ~ Lorde, Team
Stała
na przeciwko ogromnego lustra- pozornie twardego, chłonąc każdą
małą nie doskonałość. Minęły lata odkąd coś napawało ją
bólem, ale ponieważ wszystkie niepasujące odłamki udało jej się
ułożyć w całość, a ostrza porządnie wypiłować, to stała tu
jako żywa ofiara, choć wszystko z czego się składała to pozornie
uśpione wewnętrzne krzyki, ale była dowodem, że nie zawsze smutek
można poznać na twarzy, gdy z oczu łzy się poleją, bo czasem w
sercu łamie się życie, a jednak usta wciąż się śmieją.
Co
chwilę na świecie rodzi się człowiek, myśli, że życie to taki
dziwny prezent. Na początku je przecenia: sądzi, że dostało się
je wieczne. Potem się go nie docenia: uważa się, że jest do
chrzanu, za krótkie, chciałoby się je niemal odrzucić. W końcu
kojarzy, że życie to nie był prezent, a jedynie pożyczka i
próbuje się na nią zasłużyć.
Zmęczeni, znużeni pewnego dnia skaczemy w porywisty nurt, żeby dostać się w nowe rejony wszechświata, zanurzamy się w ciemności nawet nie wiedząc, co ona kryje.
W jej regeneracji była żołnierzem na wojnie podczas gdy
inni rzucali kamienie za horyzont. Wśród huków strzał, wśród
wielu czerwonych flag burzą się jej mury. Resztki ruin, podupadłych
niegdyś świątyń nikną w gruzie oceanu, kiedy nawołują tłumy
na w pół martwych, bezwzględnych aniołów, błądzących i
znikających, poszukujących i gubiących się w teorii wszystkiego.
~*~
B ~ PAMIĘTAJ MNIE TERAZ, ZANIM WSZYSTKO SIĘ SKOŃCZY
Chwile. Nasze życie składa się z chwil. Każda zbliża do końca. Niech mijają. Wszystkie.
Życie składa się z chwil. Niech mijają.
Chwile. Wszystkie zaklęte w tej jednej.
-Co to takiego?- zapytała.
-Woda- odparłam.- No i czas- jej twarz wykrzywiła się w szyderczym uśmiechu.
Nastał nieunikniony koniec, a zaraz potem początek, który miał istnieć jeszcze przez jakiś czas. Choć moim największym obecnym i bardziej skrytym marzeniem było powtórne pogrążenie się w końcu, momencie życia, który już nigdy nie wróci, bo zastąpiono go nową, lepszą chwilą, którą tak bardzo znielubiłam.
Wszystko zaczęło się wtedy od wielkiej zmiany, kiedy pewne rzeczy zastąpiono tymi mniejszymi, a jednocześnie większymi i bardziej znaczącymi dla mnie samej i dla mojego życia, które miało się zmienić, i którego ja nie miałam prawa ochronić. To ja wtedy miałam być chroniona, by po jakimś czasie można było zwolnić wartowników, a resztki wieży, gdzie znajdowała się moja komnata mogły zostać nieodwracalnie zburzone, ponieważ wrota do niej nie miały zadania mnie do niej powtórnie wpuścić.
C ~ "ALICE"
-Wzniecić ogień i pozwolić mu świecić,
zawładnąć nocą. Oswoić i sprawić by nigdy nie opuszczał, by
chronił i otaczał, rozgrzewał od środka.
Ludzie są jak pory roku. Zmieniają się
niepostrzeżenie i próbują nas do nich usilnie dostosować.
***
Nastała już ciemność. Samochód zwolnił. Czułam
każdy dźwięk. Ucichający silnik. Szum wiatru, który rozwiewał
resztki zdrowego rozsądku, sprawiając by raz na zawsze opuściły
mój umysł. Ciche chrząknięcie. I jedno wystarczające szepnięcie:
„Alice”, bym wiedziała, że na więcej nie mogę sobie
pozwolić. Mrok spowijał już wszystko. Dobrze wiedzieli jak bardzo
tego nie znosiłam. Ciemność, która próbowała wedrzeć się do
mojej głowy. Chciała wiedzieć co myślę. Chciała mnie pochłonąć.
Porwać do nieznanych mi zakątków, rozrywać na małe kawałki i
powtórnie składać moją duszę. Truć i na próżno leczyć.
Dusiła mnie.
Powietrze stawało się
gęstsze i cięższe. Jednak zdawało się gdzieś uchodzić.
Ulatywało w przestrzeń. Gubiło się w próżni. Niczym w wielkim
lesie lub jeziorze skrywającym nie odkryte sekrety, topiło się w
nim. Z sekundy na sekundę słabło, a ja pozostawałam sama, jak
nigdy dotąd. Przestrzeń stawała się niewyobrażalnie szybko
zwężać. Byłam tylko ja i ona, przebiegła łowczyni. Przepadłam,
niewidzialny tłum mnie pogrążył. Zostałam stracona. Nie mam czym
oddychać. Duszę się, by bezsilnie upaść na dno. Moje małe
topielisko. Woda niczym gorące, płomienne języki pozbawia mnie
resztek tlenu, wypala od środka, niszczy moje wnętrzności.
Otwieram przymknięte powieki. Coś mną szarpie. Wszystko wiruje mi
przed oczami. Usta wykrzywiają mi się w lekkim uśmiechu, a z nich
wydobywa się cichy syk. Czuje przechodzące dreszcze przez
zdrętwiałe ciało, ktoś usilnie mną potrząsa. Jestem bezwładna.
Gotowa do upadku, który nie nadchodzi. Czuję jak świadomość,
tego gdzie jestem wraca do mnie. Ratuje mnie od tych zimnych ramion,
które usilnie próbują mnie złapać, roztaczając z sobą zimno i
mroczny dym. Odzyskuję czucie w nogach. Krew przepływa mi już
spokojnie. Widzę mnóstwo zaniepokojonych spojrzeń posyłanych w
moim kierunku. Jedna z osób bezpodstawnie pochyla się nade mną i
świdruje mnie przez głębię swoich lazurowych tęczówek, które
jednym swoim spojrzeniem mogłyby zatrzymać czas. Słyszę głos,
ale jestem na tyle spokojna, bo wiem, że pochodzi on od ludzi,
którzy są tu obecni duszą i ciałem.
-Nie spodziewałam się, że może być tak, jak pan
mówił- przemówiła litościwym tonem siwowłosa, kierując wzrok w
stronę mężczyzny o stoickim spokoju, który monotonnie wpatrywał
się w zaistniałą chwile temu sytuację, podczas gdy jego tłuste
włosy opadały nudno na czoło stwarzając idealny przykład osoby,
jakim jest mój ojciec, którego każdy szanujący się człowiek
unikałby tak, jak ja ciemności.
-Aha- i to tyle, na co było go stać.
D ~ PAMIĘTAJ MNIE TERAZ, ZANIM WSZYSTKO SIĘ SKOŃCZY
Może tak po prostu jest, że choć ciągle próbujemy, to wciąż z trudem oddychamy.
Nic na siłę, nic specjalnie.
"Gapisz się na dno swojej
szklanki
Mając nadzieję, że pewnego dnia spełnisz marzenie
Marzenia przychodzą powoli, a znikają szybko
I widzisz go, gdy zamykasz oczy
Może pewnego dnia zrozumiesz dlaczego
Wszystko, czego dotykasz, umiera."*
Mając nadzieję, że pewnego dnia spełnisz marzenie
Marzenia przychodzą powoli, a znikają szybko
I widzisz go, gdy zamykasz oczy
Może pewnego dnia zrozumiesz dlaczego
Wszystko, czego dotykasz, umiera."*
~*~
Leżałam na mokrej i
zimnej ziemi, ale jedyne co wprawiało moje ciało w odrętwienie i
przykuwało do brunatnej gleby to para wpatrujących się we mnie
natarczywie oczu. Jego lazurowe tęczówki zdawały się płynąć
dla mnie głębokim i szybko pędzącym nurtem, który burzył
wszystko, co stanęło na jego drodze. Moje serce zaczynało wracać
do normalnego, zdrowego rytmu, choć pochylająca się nade mną
postać znacznie uniemożliwiała te zadanie, czyniąc je niezmiernie
trudnym.
"Ale potrzebujesz światła
tylko wtedy, kiedy robi się ciemno
Tęsknisz za słońcem tylko wtedy, kiedy zaczyna padać śnieg
Pojmujesz, że go kochasz, kiedy pozwolisz mu odejść"*
Tęsknisz za słońcem tylko wtedy, kiedy zaczyna padać śnieg
Pojmujesz, że go kochasz, kiedy pozwolisz mu odejść"*
~*~
Zapadła noc. W skromnym
pokoju byłam sama. Jeszcze. Mała lampka, oświetlała tylko
niewielki obszar pomieszczenia dając fałszywe poczucie
bezpieczeństwa, którym miałam się raczyć aż do Ich
nadejścia. Słyszałam każdy krok stawiany na korytarzu.
Prawdopodobnie były to pielęgniarki, ale nie miałam pojęcia, czy
wśród nich nie czai się ktoś jeszcze, ktoś inny.
[*]
I widzisz go, gdy zasypiasz
Ale nigdy nie dotykasz i nie możesz go zatrzymać
Ponieważ kochałaś go zbyt mocno i zanurkowałaś zbyt głęboko
Ale nigdy nie dotykasz i nie możesz go zatrzymać
Ponieważ kochałaś go zbyt mocno i zanurkowałaś zbyt głęboko
[*]
Znów wirowałam, choć
było to znacznie inne uczucie od tego w rzeczywistości, które
miałam szansę doświadczyć. Dobrze wiedziałam co nastąpi dalej.
Rozmazany dotychczas obraz znacznie się wyostrzył ukazując mi tą
samą drogę, którą miałam przejść i tym razem. W około rosły
wysokie drzewa, które szumiały z każdym podmuchem wiatru, który
nadchodził. Było wczesne popołudnie, a słońce wznosiło się
coraz wyżej ogrzewając wszystko wokoło.
Po krótkim czasie, jak w
każdym moim śnie nastawał ten moment. Całym sercem pragnęłam
znaleźć się w innym miejscu. Wiedziałam co się stanie i to
przyprawiało mnie o mdłości. Pot pokrył moje ciało. Zmuszona
niewidzialną siłą szłam dalej. Serce niebezpiecznie mi
przyspieszyło, a obraz przed oczyma zwęził. Widziałam tylko mały
domek ukryty pomiędzy drzewami, z którego dochodziło głośne
gwizdanie do jednej z piosenek puszczanej akurat w radiu. Promienie
słońca padały na wejście. Przyćmiona ciekawością skierowałam
kroki ku otwartym, starym drzwiom, które zapraszały mnie do środka.
Nieprzyjemna żółć napłynęła mi go gardła, gdy tylko
zobaczyłam tego samego, niczym nie zmienionego, brodatego mężczyznę,
który, gdy tylko się pojawiłam powitał mnie z uśmiechem. Jego
oczy dziwnie błyszczały, co chwilę wybuchał śmiechem, a także
rozmawiał sam ze sobą. Przypominał zachowaniem człowieka, który
wygrał na loterii, co niezmiernie go ucieszyło. Z szerokim
uśmiechem podszedł bardzo blisko mnie, położył mi rękę na
ramię i szepczącym głosem zaprosił do środka, mówiąc, że
przyszłam trochę za wcześnie, ale i tak dostanę niespodziankę.
Na małym krzesełku siedziała ruda dziewczynka, miała dwa długie
warkocze i uśmiechała się podekscytowana na wieść o
niespodziance. Prawdopodobnie była w moim wieku. Nie wyglądała na
więcej niż siedem lat. Melodia ucichła, a mężczyzna, który
uprzednio mył samochód odwrócił się do nas. Miał inny głos niż
przedtem, ten był znacznie zachrypnięty. Otworzył przed nami
drzwi, które schodziły do piwnicy, gdzie znajdował się maleńki
pokoik. Na mojej skórze pojawiły się dreszcze i wyraźne oznaki
zaniepokojenia, na co ten zareagował śmiechem. Było tam ciasno i
gorąco. Najwięcej miejsca zabierało stojące prawie na środku
łóżko. Kazał nam usiąść i zaczekać, kiedy do pokoju wszedł
bardzo dobrze znany mi mężczyzna. Jego oczy rozszerzyły się, gdy
tylko na mnie spojrzał. Odszedł na bok z mężczyzną. Długo się
o coś spierali, po czym ten sam, który mnie powitał zaprowadził
do drzwi zamykając je za mną. Byłam przerażona. Niespodziewanie
usłyszałam przeraźliwe krzyki dziecka, które dochodziły ze
środka. Przypominało to tak ogromny ból, jakby rozdzierano ją ze
skóry. Po mojej jeszcze dziecięcej wtedy twarzy spływały łzy.
Wszystko wokół nie się rozpłynęło. Były tylko przerażające
krzyki i płacz, a zaraz potem błagania. Nie mogłam nic zrobić.
Nie mogłam. Nie potrafiłam. Nie wiedziałam. Rozpadałam się na
tysiąc kawałków, które na zawsze oznaczyły moją duszę, której
nie potrafiłam z powrotem naprawić. Strach przedzierał się przeze
mnie. Niszczył resztki zdrowego rozsądku i opanowania. Byłam
samotna. Zbyt samotna. Jedyne co mogłam zrobić, to skulić się i
zasłonić uszy, by nie słyszeć rozdzierającego serca krzyku.
Po jakimś czasie, po
godzinie albo kilku, drzwi się otworzyły. Znajomy mi mężczyzna
wyszedł nie spoglądając na mnie. Potem były już tylko wołania,
moje wołania:
- Tatusiu, tatusiu!
Tato, zaczekaj, proszę...
"Nienawidzisz
drogi tylko wtedy, kiedy tęsknisz za domem
Pojmujesz, że go kochasz, kiedy pozwolisz mu odejść. I pozwalasz mu odejść. "*
Pojmujesz, że go kochasz, kiedy pozwolisz mu odejść. I pozwalasz mu odejść. "*
~*~
E ~ TO TYLKO NIC NIEZNACZĄCE PŁYNNE CHWILE, SĄ BARDZO SAMOTNE.
Ocknęłam się powracając
do rzeczywistego świata żywych i równie bezwzględnych istot jakim
są ludzie. Po mojej twarzy spływały łzy, które uparcie starałam
się hamować. Dopiero po piętnastu minutach poddałam się dając
zawładnąć mną szlochem, który wydobył się z moich ust.
Ten świat mnie rani. Zabija od wewnątrz. Usiłuje
wepchnąć w moje dłonie broń, przez całe życie krzycząc do
mnie: "Zrób to!".
Zapaliłam małą lampkę nad łóżkiem, która
sprawiała, że byłam w stanie zobaczyć o wiele więcej niż
dotychczas. Byłam w stanie ujrzeć drogę, jaką lęki przeszłości
musiały pokonać od drzwi do łóżka, czyniąc ze mnie łatwy o
dostępny kąsek. Czas oświetlić sobie życie. Czas rozwinąć
skrzydła i polecieć wysoko. Czas rozbłysnąć światłem
promienistym, wysoko, pośród gwiazd. Czas wdrapać się na szczyt.
Spojrzeć z góry z tej niskiej wysokości, która wydawała się
taka trudna i wysoka.
~*~
-Ekhem, Alice... Panienko Brandon, już
czas- powiedziała głośno kobieta jednocześnie brutalnie mnie
budząc.
-Czas?- spytałam przecierając oczy na
wpół przytomna.
-Wstawać- sprecyzowała krótko.- Za
chwilę lekarstwa, a potem śniadanie- poinformowała mnie wychodząc. Zerknęłam na budzik, który wskazywał
6:11 i mimowolnie pogratulowałam kościstej kobiecie wyczucia czasu.
~*~
Czas raz mija
niepostrzeżenie szybko, to znów się dłuży, a mimo to, mija, za
każdym razem ilekroć chcielibyśmy go zatrzymać lub zmienić jego
bieg, mija, zostawiając za sobą wszystko do czego uparcie dążyliśmy
i to czego pragnęliśmy, ale czas nigdy nie zapomina, nie przestanie
pamiętać o naszych upadkach i lękach. Jeśli tylko nadarzy się
okazja, wypomni nam je. Sprawi, że w danej chwili zapomnimy o tym,
czego chcemy, wyprzemy się marzeń, a zagłębimy się we
wspomnieniach, których nie da się już zmienić, a tym bardziej
zapomnieć. Czas domaga się uwagi, w każdym momencie jego biegu.
Wstrzymuje rutyny, zmienia wybory czyni je niezapomnianymi. Zawsze
nam o sobie przypomni.
Terapeuta spojrzał na
zegarek i z powrotem na stojącą przed przeszkloną szybą Alice
ignorującą go już pięćdziesiąt dziewięć minut od czasu
przybycia.
Przeznaczony jej czas
właśnie się skończył.
Nie zasnę tej nocy
Bądźmy szczerzy, nie zamknę oczu
Wiem, że mogę przetrwać
Przeszłam przez ogień, by ocalić życie
Bądźmy szczerzy, nie zamknę oczu
Wiem, że mogę przetrwać
Przeszłam przez ogień, by ocalić życie
Hmm, zastanawiam się jaki ogień, trzymasz mnie w pułapce myśli :)
OdpowiedzUsuń